— Tutaj? — pyta już nieco zniecierpliwiona Kaśka.
— Jeszcze metr w lewo... jeeeszcze trochę... — odpowiadam, gapiąc się w GPS.
— Ale tu jest krowia kupa.
— Moglibyśmy rozstawić też tam o, ale jakby padało, to byśmy znów mieli powódź. Rozstawmy się lepiej tu.
— I nie przeszkadza ci krowia kupa?
Nie zastanawiam się jakoś zbyt długo nad odpowiedzią. I tak już straciliśmy sporo czasu. Znalezienie idealnego noclegu nie byłoby wcale proste nawet BEZ specjalnych ograniczeń, a my mamy jedno, bardzo specjalne. Wiecie, jak trudno jest znaleźć miejsce pod namiot, jeśli postanowicie, że musicie go rozstawić na jednej, konkretnej, poprowadzonej przez góry, prostej linii? Nie, nie. Krowia kupa mi nie przeszkadza. Ważne, że się w końcu udało.
Dziś śpimy dokładnie na równiku.

(Większe wersje zdjęć dostępne w dalszej części artykułu. Kliknij, aby powiększyć.)
Tym razem krótko. Spędziliśmy w Kolumbii miesiąc i właśnie wjeżdżamy do Ekwadoru. W ramach dopełnienia całości, popełnię jeszcze krótkie podsumowanie. A o czym? O kolumbijskich autobusach (w których, jakby nie patrzeć, spędziliśmy sporą część miesiąca). A więc...
Ciudad Perdida, zaginione miasto, znajduje się na północy Kolumbii, w górach Sierra Nevada de Santa Marta. W dżungli, ponad 20km od najbliższej przejezdnej drogi, która – w zgodzie z kolumbijskimi standardami – wcale niekoniecznie jest przejezdna, i którą nie każdy nazwałby w ogóle drogą.
Kolumbijczycy uwielbiają przesadzać – z tym jednym stwierdzeniem Cejrowskiego zgadzam się na 100%. Z tym, że samemu Cejrowskiemu brakuje w tym temacie konsekwencji. W "Rio Anaconda", zaledwie parę stron po tym, jak opisuje wielką skłonność Kolumbijczyków do przesady, robi coś dla mnie niezrozumiałego. Będąc w zatłoczonym rynku w Yopal, wyciąga aparat i robi zdjęcie. Podchodzi do niego tubylec i informuje, że tutaj nie można robić zdjęć, ponieważ połowa mieszkańców jest poszukiwana. Teraz, gringo, musisz publicznie, na oczach wszystkich wywlec z aparatu film, prześwietlić go i wyrzucić. I tu niespodzianka – Cejrowski posłusznie wyjmuje i prześwietla kliszę. A co ze stwierdzoną zaledwie parę stron wcześniej skłonnością Kolumbijczyków do przesady?